Zamek Wleń - Konrad von Zedlitz

Legenda o Konradzie




Wielu władców miał zamek nad Wleniem, jednak do dziś dnia mieszkańcy najbardziej zapamiętali Konradza von Zedlitza. Gdy w późnym średniowieczu nabył Lenno, strach zapanował w okolicy. I nie mylili się ci co złowieszczo przepowiadali krainie nad Bobrem.

Konrad chcąc szybko zdobyć majątek, odstępuje od rycerskich ideałów, wykorzystując swoje wojskowe umiejętności na drodze wymuszeń, rozbojów, kradzieży, a nierzadko również mordów. W krótkim czasie wprowadza w życie wiele przepisów podnoszących podatki do horrendalnych sum, wymusza na rzemieślnikach wykonywanie na rzecz zamku rozmaitych prac, nie płacąc im za nie, miejscowych kupców nakłania by dostarczali do grodu sukna i jadło za darmo a nieposłusznych, więzi w zamkowych lochach. Tak to w krótkim czasie w oczy mieszkańców ziem von Zedlitza zajrzał strach i ubóstwo. Raubritter postanawia również sprzymierzyć się z „rycerzami” z okolicznych zamków, by wspólnie napadać i grabić pobliskie wsie i miasteczka, niejednokrotnie zabijając ich mieszkańców, broniących swego dobytku. Rabusie zastawiają także swe sidła na szlakach, by pozbawiać majątku przejeżdżających handlarzy, następnie zagrabione towary odsprzedają nierzadko ich pierwotnym właścicielom za pokaźne kwoty.

Wieści o śląskich rozbójnikach szybko rozniosły się po Europie, co spowodowało iż karawany kupieckie wolały omijać te tereny. Prośby do Króla Polski pozostawały bez echa, poza wielokrotnymi upomnieniami i groźbami słanymi raubritterom, władca nie czynił nic. Niezadowolenie mieszkańców sięgnęło zenitu. Prości ludzie na co dzień ogarnięci strachem, postanowili za wszelką cenę się bronić.

Po powrocie z kolejnej krwawej wyprawy, von Zedlitz wraz ze swymi wojami zawitał nad Bóbr, by osobiście zebrać podatki i jak zwykle przy okazji się zabawić. Jego wojowie szybko rozpierzchli się po bocznych uliczkach w poszukiwaniu łatwego łupu i młodych niewiast. Konrad na rynku pozostał sam, siedząc na swym wielkim czarnym rumaku spoglądał to na Górę Zamkową, to na otaczających go ludzi, był coraz bardziej niespokojny, jakby coś przeczuwał. Ku jego zdziwieniu mieszkańcy już się go nie bali, nie uciekali w popłochu, nie biadolili, by dodać sobie pewności i pokazać kto tu jest panem dobył miecza. W tym samym momencie został, przez otaczający go tłum, zrzucony z konia, przygnieciony do ziemi a ostrze jego miecza utkwiło mu w piersi. Jeszcze żył. Zgraja ludzi rozstąpiła się nie dowierzając swoim czynom. Rycerz zaprawiony w bojach, wielokrotnie wychodził z podobnych opresji, jednak nie spodziewał się takiego zdecydowania ze strony swoich poddanych. Próbował wołać kompanów na pomoc, lecz wtem ktoś wyjął z jego piersi zakrwawiony miecz i jednym uderzeniem obciął głowę swego oprawcy.

Nie mógł się Konrad pogodzić z taką śmiercią. Przyszła zbyt szybko i niespodziewanie. Dokonał żywota na swojej ziemi zgładzony przez poddanych. Początkowo był wściekły, jednak szybko zrozumiał jak wiele złego wyrządził ludziom. Zatęsknił za swoim życiem, chciał odpokutować winy, naprawić wszystkie krzywdy, dlatego jego dusza pozostała na ziemskim padole.

Tak to od stuleci, każdego dnia, postawny rycerz w lśniącej zbroi, trzymający pod pachą swoją głowę, na wielkim czarnym rumaku, przemierza okoliczne szlaki rozmyślając o krzywdach jakich dokonał. Najczęściej pędzącego rumaka z dosiadającym go upiornym rycerzem można dostrzec w okolicy zamku, ale niejednokrotnie był widywany to na dawnych szlakach handlowych a to u wrót kościoła gdzie klęcząc modlił się o przebaczenie.

*  *  *

Szanowny turysto, będąc we wleńskim zakątku, pamiętaj, by zważać na pędzące rumaki.